Hasła wyborcze zwykle nie są po wygranych wyborach w całości realizowane. Ale tym razem skala zaufania jaką otrzymało PIS od społeczeństwa stanowi silną presję na realizację lub początek realizacji kluczowych kwestii programowych już od 2016 roku. Jak to się przełoży na budżet państwa, na zmianę wielkości bezwzględnej i względnej (wobec PKB) długu publicznego okaże się w 2016 roku lub nawet dopiero w 2017. Politycy poprzedniej dominującej opcji politycznej, która rządziła Polską przez 8 lat kontynuują strategię straszenia w tej kwestii aby nie podważać głównego nurtu jaki przyjęty został w tej opcji przed wyborami. Gdyby teraz zmienili tę strategię to by oznaczało ze przyznają się do własnych błędów z realizacji wytycznych jakie otrzymali od swych doradców marketingu politycznego. Z drugiej strony ten główny nurt sprowadzający się do "straszenia" Polaków że nowa opcja polityczna zniszczy to co zostało zbudowane (np. ten spot w TV puszczany do ostatniego dnia przed ciszą wyborczą) w którym ktoś młotkiem rozbija misternie zbudowany DOM - symbolizujący POLSKĘ to wiele teraz wskazuje, że kierowany był do tej 1/4 Polaków którzy zagłosowali na wybór dotychczasowego układu i świadomy wybór braku reform społeczno-gospodarczych tak niezbędnych aby wygenerować w Polsce przyśpieszony wzrost społeczno-gospodarczy.
Natomiast w kwestii realizacji kluczowych kwestii programowych, np. 500 zł na dziecko to technicznie jest to możliwe ponieważ poprzedni rząd (ten z 8 letnią kadencją) to umożliwił (oczywiście w kampanii wyborczej się do tego nie przyznając), ponieważ spieniężając zgromadzone w OFE obligacje skarbowe (aby zmniejszyć deficyt tj. nie bilansujące się już "finanse" ZUS-u) na krótki moment obniżyło wskaźniki długu finansów publicznych aby ... UE zdjęła z Polski procedurę nadmiernego deficytu. To miało zapewnić poprzedniemu rządowi "doczołganie się" do wyborów 25.10.2015 na wskaźniku długu publicznego do PKB na poziomie nie przekraczającym konstytucyjnego poziomu 60% aby nie trzeba było "obligatoryjnie" podnosić podatków i ciąć wydatków bo to by przekreśliło optymalny wynik dla tej opcji politycznej w wyborach.
Aby ten misterny plan się powiódł wprowadzono w Polsce możliwość bezpośredniego skupu papierów skarbowych przez NBP celem ... nie przekraczania wspomnianych 60% i tym samym wpompowywania w gospodarkę kolejnych miliardów PLN tym razem zupełnie bez pokrycia w wytwarzanych wartościach ekonomicznych. Głównym makroekonomicznym kosztem tego dodruku PLN będzie wzrost inflacji, który to wzrost jeżeli będzie stosunkowo nieznaczny max. + 2% wówczas nie powinien zagrażać rozwojowi gospodarki.
To że ten mechanizm będzie uruchamiany w kolejnych kwartałach czy latach to jest już niemal pewne, inaczej by zabrakło pieniędzy na część krajową dla projektów współfinansowanych z dotacji UE w nowej perspektywie finansowej 2015-2020, a na to pieniędzy nie może zabraknąć ponieważ to jest cel kluczowy w strategii rozwoju społeczno-gospodarczego na kolejne lata, tj. maksymalizacja wykorzystania tych oferowanych Polsce środków finansowych w dotacjach UE.
Natomiast czy warto uruchamiać drukarkę kolejnych mld złotówek aby spróbować wesprzeć wzrost gospodarczy w Polsce? Jeżeli koniunktura w gospodarce światowej się osłabi z powodu być może pojawienia się III fali pokryzysowej (kryzysu finansowego) szczególnie w Chinach to wówczas pojawi się jak na tacy dobre hasło jako wytłumaczenie że trzeba to zrobić.
Gdyby jednak wzrost gospodarczy w kolejnych latach w gospodarce światowej się poprawiał to kwestia dodruku PLN celem wpompowania w gospodarkę w Polsce (aby zastosować antykryzysowy mechanizm znany z USA i EBC) pozostanie pytaniem otwartym, przynajmniej na jakiś czas.
Jeżeli ten dodrukowany pieniądz będzie głównie pieniądzem inwestycyjnym (w perspektywie kilku- lub więcej letniej) tzn. ten dodatkowy pieniądz by wygenerował rozwój przedsiębiorczości, innowacyjności, nowe podmioty gospodarcze, wzrost przemysłu, realny spadek bezrobocia o co najmniej 5 punktów proc. do 2020 i utrzymanie tych pozytywnych trendów po 2020 roku to wówczas uruchomienie tych drukarek dodatkowych mld PLN miało by sens ale ... to "ale" robi wielką różnicę.
Ale muszą być spełnione określone założenia finansowe. Ta przysłowiowa drukarka nie może pracować w dłuższym terminie, tylko w czasie spowolnienia wzrostu gospodarczego i nie dłużej jak 2-3 lata (czy 2 czy 3 to było by uzależnione od tempa wzrostu światowej gospodarki). Gdy się tę drukarkę uruchomi na większą skalę to pojawi się presja aby jej nie wyłączać dopóki nie zrealizują i nie rozliczą się główne projekty inwestycyjne współfinansowane z dotacji UE. Jeżeli jednak ten dodrukowany pieniądz pójdzie tylko na poprawę kwestii w polityce prorodzinnej (500 zł na dziecko itp.) to oczywiście pozytywne efekty będą ale nie teraz tylko w dłuższej perspektywie, znacznie dłuższej niż rok 2020 a to ten rok uznaje się za najbardziej symbolicznie krytyczny ze względu na kończące się wówczas fundusze dotacji UE.
Poza tym niestety to nie jest to czysta ekonomia, tylko także polityka.
To jest główny problem, że mamy takie standardy, że na poziomie najbardziej kluczowych kwestii, które będą miały największy wpływ na kierunek i tempo rozwoju gospodarczego Polski większy wpływ mogą mieć nadal "gierki partyjne" zamiast czystej ekonomii.
Dariusz Prokopowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz